W tym meczu wszyscy liczyli na pewne zwycięstwo Widzewa, bo z kim wygrywać, jak nie z drużyną Błękitnych, która ma jedynie 5 punktów przewagi nad ostatnią w tabeli Olimpią Elbląg? Wielu jednak obawiało się tego spotkania prognozując, że mecz zakończy się remisem. Jak zagrał Widzew?
Widzew po raz kolejny przystąpił do meczu w zestawieniu, w którym wcześniej żadnego spotkania nie rozpoczynał. W pierwszej drużynie pojawili się Michael Ameyaw i Przemysław Banaszak.
45 minut do przemilczenia
Pierwsza połowa przyniosła rozczarowanie, zamiast oczarowania. Było to 45 minut niemocy Widzewa, który grał mało dynamicznie i mało przekonująco. Co gorsze, zdarzały się też sytuacje, w których wielu kibicom łodzian zadrżało serce, jak ta w 35. minucie, gdy Patryk Wolański ledwo obronił piłkę zmierzającą do bramki po wykonaniu rzutu rożnego przez Błękitnych. Było to wyjątkowo słabe i nudne 45 minut drugoligowego spotkania. Widzewiacy oddali tyle strzałów na bramkę rywala ile drużyna Błękitnych, czyli 3. Piłkarze Widzewa często faulowali, efektem czego były dwie żółte kartki, które obejrzeli Ameyaw i Michalski. Co istotne, w drużynie Widzewa nie było widać iskry, nie było pośpiechu, który potwierdzałby chęć zdobycia bramki i wygrania spotkania – piłkarze często zagrywali piłki do nogi kolegów nie wymuszając ruchu w kierunku bramki Błękitnych, po stałych fragmentach piłka wznawiana była powoli. Cała nadzieja w tym, że w przerwie odpowiednio zareaguje trener Radosław Mroczkowski wprowadzając korekty, które pomogą wywalczyć komplet punktów. Czy tak się stało?
Bez zmian w drugiej połowie
Trener Mroczkowski w przerwie dokonał jednej zmiany – Ameyawa zastąpił Radwański. Czy zmieniła się gra? Niestety nie… Choć w pierwszych minucie doskonałej sytuacji nie wykorzystał Dario Kristo, któremu nie udało się z kilku metrów pokonać bramkarza gospodarzy. Co działo się później? Niewiele. Nie tak powinna wyglądać gra piłkarzy aspirujących do awansu na zaplecze ekstraklasy. Brakowało agresji, pomysłu w kreowaniu akcji ofensywnych, nie było widać chęci wywalczenia kompletu punktów. Błękitni walczyli ambitnie przerywając akcje Widzewa i próbując stworzyć dogodne do zdobycia bramki sytuacje. Sytuacji tych było jednak w pierwszych 30 minutach drugiej połowy jak na lekarstwo. Zaskakująco dużo było jednak fauli. Po stronie czerwono-biało-czerwonych żółtą kartkę zasłużenie obejrzał Tanżyna, żółte kartoniki oglądali też piłkarze gospodarzy. W 58. minucie Michalskiego zastąpił Pieńkowski, w 67. za Mąkę wszedł Mihaljević. W 70. minucie kolejna kartka dla Widzewiaka – tym razem obejrzał ją Radwański. Podobnie jak w pierwszej połowie, tak też w drugiej niełatwo oglądało się grę Widzewiaków. W 77. minucie Widzew tak naprawdę powinien przegrywać – gospodarze nie wykorzystali sytuacji sam na sam nie trafiając w światło bramki. Sytuacja znacząco ożywiła gospodarzy, którzy podejmowali kolejne próby przechylenia szali zwycięstwa na swoją korzyść. Kto mógł przypuszczać, że Widzew pozwoli Błękitnym narzucić sobie styl gry gospodarzy? W 81. minucie mogliśmy przecierać oczy ze zdumienia! Błękitni zmarnowali 100% sytuację. Po błędzie Pięczka Sanocki wyszedł na pozycję sam na sam z Patrykiem Wolańskim, jednak nie udało mu się pokonać bramkarza Widzewa! W 84. minucie w doskonałej sytuacji był dla odmiany Mihaljević, jednak uderzył prosto w bramkarza gospodarzy. Filip miał też sytuację w 87. minucie, ale strzelał lekko i Rzepecki bez problemu złapał piłkę.
Mecz zakończył się remisem, mało sytuacji, sporo błędów, wielkie rozczarowanie.
Dokąd zmierzasz Widzewie?